Wyścig z czasem - Życie ratownika medycznego

Świat kryzysowy jest pełen ludzi, którzy poświęcają wszystko, by ratować innych. W szczególności ratownicy medyczni muszą stawić czoła wyścigowi z czasem, aby uratować życie niektórych ludzi.

Zdarza się, że ten wyścig może być niejednokrotnie niezwykle krytyczny, zwłaszcza w przypadku krytycznego pacjenta. To jeden z największych problemów w życiu sanitariusz.

 

Wyścig z czasem: świadek

W następujący sposób The Guardian donosi o doświadczeniu ratownika medycznego w Wielkiej Brytanii, który musiał stawić czoła dźgniętemu pacjentowi z Niewydolność oddechowa.

Przybywamy. Leży na chodniku ruchliwej ulicy. Policja się podniosła. Tłum wokół niego. Są w trudnej sytuacji. Widzę kilka ran kłutych. Krew gromadzi się na chodniku. Patrzę na Dom. Zna wynik. Zrobiliśmy to wcześniej, raz z wieloma pacjentami. Teraz nadszedł czas na krytyczne decyzje: czy stabilizujemy się na scenie, czy też zbieramy i biegamy?

Wybieramy to drugie. To jego jedyna szansa na przetrwanie. Nie może chodzić ani się poruszać, ale jest zbyt duży, abyśmy mogli go nosić, więc Dom wyciąga wózek. Dotykam otworów, dosłownie. Jego rany kłute "zasysają", co oznacza, że ​​przy każdym oddechu powietrze wnika do przestrzeni między klatką piersiową a płucem, które zapada się w płuco i ściska przepływ krwi do serca. On umiera.

Wsadzamy go do wózka i do środka ambulans. Byliśmy na miejscu zdarzenia w ciągu sześciu minut od zadźgania, a teraz wychodzimy w ciągu czterech minut od przybycia. Przyjeżdża sanitariusz z jednostki szybkiego reagowania i wskakuje do karetki, aby mi pomóc.

Nazywam jednostkę poważnej traumy w szpitalu przyjmującym, każąc im przygotować się na atakującą dźgniętą osobę w ciężkim niewydolności oddechowej. Szacujemy, że przybędziemy za 15 minut, ale ruch jest okropny.

Po obu stronach klatki piersiowej pacjenta zakładam specjalny opatrunek urazowy, ale pozostałe otwory też trzeba zatkać. Drugi sanitariusz kroi lepką Defibrylator podkładkę i zakrywa pozostałe otwory. Muszę zapamiętać tę sztuczkę na następny raz.

Ponownie oceniam go. Jest bledszy i bardziej spocony. Jego oddech jest szybszy i płytszy niż kiedy przyjechaliśmy. Jego puls staje się szybszy, ale słabszy. Stracił krew, ale nie za dużo. Słucham jego klatki piersiowej stetoskopem. Żadne płuca nie robią tego, co powinny zrobić płuca.

Muszę dźgnąć go w klatkę piersiową, ale tym razem, żeby go uratować, uwalniając powietrze. Drugi ratownik przekazuje mi dwie kaniule pomiarowe 14. Są bardziej jak igły do ​​robienia nici niż zwykłe medyczne igły. Proszę Dom, aby karetka była stabilna przez 30 sekund, podczas gdy ja próbuję rozpakować. Przestawia się z trybu Stiga na kierowcę niedzielnego poranka, a samochody wokół nas wybijają rogi.

Mój nowy kolega przekazuje mi każdy kawałek sprzęt - jak na sali operacyjnej. Próbuję poinstruować pacjenta, tak jak nas uczono, ale jest prawie nieprzytomny. Mógłby nie dotrzeć do szpitala żywy. Wkładam obie duże kaniule. Ale to nie działa. Igły są za krótkie dla tak dużego mężczyzny. Czy spróbuję inną igłę? Zostało nam tylko kilka minut. Postanawiamy przygotować go do przeniesienia się do szpitala.

Dom przyspiesza, wyprzedzając wszystkie samochody, które go przed chwilą piszczały. W centrum urazowym Dom wciąga się w niebieskie miejsce wywołania i szybko przesuwamy się do łóżek urazowych. Gdy wchodzimy, następuje lawina personelu. Konsultanci urazów, mieszkańcy, studenci medycyny i pielęgniarki traumatyczne stoją przy łóżku, czekając na nasze przybycie. Dostarczam szybkie przekazanie. Chirurg rzuca jedno spojrzenie i mówi: "Zadzwoń na czerwony kod i przygotuj salę operacyjną".

Jesteśmy spoceni i wyczerpani, ale nasza praca się nie kończy. Wykonuję szczegółową dokumentację, dokumentując naszą opiekę nad pacjentem, która trwa dłużej niż cała nasza interakcja z nim. Ponad godzinę spędza się na wydobywaniu krwi z każdego zakamarka w karetce, naszych torbach, naszym sprzęcie diagnostycznym i noszach.

Następnie oczyszczamy krew z siebie. To zależy od moich łokci, a niektóre są na mojej twarzy. Wreszcie mam siusiu. Wracamy głowami, zanim przejdziemy do następnej pracy. Lekarz mówi nam: "Właśnie to zrobił. Dłużej, a on by umarł.

Ta praca sprawia, że ​​myślę o każdym kaca i każdej grypie, na jaką kiedykolwiek reagowałem. Myślę o każdej niezagrożonej pracy, ponieważ ktoś jest zbyt leniwy, aby pójść do swojego lekarza ogólnego, nie zadał sobie trudu, aby pójść na spacer do centrum lub po prostu zadbać o siebie. Każda zmarnowana karetka pogotowia - wysyłana do połączeń niezwiązanych z sytuacjami kryzysowymi - oznacza, że ​​mamy mniejszą szansę na dotarcie do pacjentów takich jak ta.

 

ŹRÓDŁO

 

Może Ci się spodobać